O sztuce w czasach zarazy i dobrej energii zaklętej w obrazach
To był dziwny czas, niesprzyjający pracy. Czas niepokoju i zatrzymania.
Kiedy zostaliśmy zamknięci w domach, próbowaliśmy udawać, że nic się nie zmieniło. Było nawet trochę odświętniej, bo wszyscy w domu. Można się tym nacieszyć, celebrować chwilę. Być tu i teraz, o co tak trudno w zabieganiu. Bez pośpiechu, budzika, zbędnych zakupów, bez przemieszczania się z miejsca na miejsce. Można zadbać o wszystko, świadomie oddychać, pomyśleć. Postarać się, żeby to co jemy, jeszcze bardziej nam smakowało.
Nagle okazało się, że wszystkie plany straciły aktualność. Przestały się liczyć.
Wydrukowany wczoraj plakat do wystawy i zaproszenia z datą wernisażu. Tygodnie przygotowań. Wystawa, której nigdy nie było. Odwołany wakacyjny lot do Finlandii i rodzinny czas nad Adriatykiem, wyczekiwany przez cały rok.
Weekendowe koncerty i wyjścia do kina zamieniliśmy na hamaki w ogrodzie, zawody badmintona, przytulne domowe wieczory, pomrukiwanie kota, szkołę online…
Pandemia nie spowodowała rewolucji w mojej twórczości. Na chwilę mnie zatrzymała.
Jest w niej teraz może jeszcze więcej tęsknot i pragnień. I jeszcze więcej natury, bo to ona jest naszym pocieszeniem i ratunkiem w trudnych chwilach. Pachnący, ciepły wiatr, kojący szum liści na wietrze, wesoły promień słońca pobłyskujący w nurcie wody, zanurzenie się w zieleni, kąpiel w błękicie.
Kiedy w maskach powróciliśmy do normalności, wróciłam do rozpoczętych obrazów. Spokojnie, uważnie, z wielką radością i dbałością o szczegóły. Tak, jak tylko potrafię najlepiej.
Wiem, że aby tworzyć, muszę czuć się bezpieczna i szczęśliwa. Wkładam wtedy w to, co robię tylko dobrą energię.
Galeria zdjęć Izy Kity